Aktualności
2010-02-08 | Z pamiętnika Dominika ... sprawozdanie z II PWH
Wszystko co dobre, szybko się kończy.. i tak skończyła się również II edycja The Polish Winter Holidays in Zillertal Arena. A że jest co opowiadać, prawie na gorąco chcę Wam zdać relację z tego tygodnia pełnego wrażeń i przygód..
I od razu przyznaję, że po cichutku wykradłem Pamiętnik Dominika i teraz sam spróbuję swoich sił w wielkiej sztuce publikacji ;)
W niedzielę zaczęliśmy testy sprzętu. Ruch na stoku jeszcze umiarkowany, ale wiadomo dlaczego: pierwszy dzień naszej imprezy zbiegł się z terminem zwariowanego wyścigu saneczkarskiego przy środkowej stacji kolejek Rosenalm.
Stroh Juchhee, które zrodziło się parę lat temu jako pomysł kilku zapaleńców, przyciągnęło w tym roku ponad 7.000 tysięcy ludzi, którzy ciekawi byli najnowszych pomysłów na zjazd nieco innymi sankami..
I rzeczywiście, było na co popatrzeć: od zjazdów mniej spektakularnych, jak "Czarownice z Rohrbeg", do tych iście monumentalnych pokazów, do których niewątpliwie można zaliczyć "Titanica". Na moje oko ten gigant miał dobrze ponad dziesięć metrów długości. Samo manewrowanie takim pojazdem musiało być nie lada sztuką. Przy gorącym dopingu publiczności kolos ten majestatycznie przesuwał się po stoku, poprzedzany wprawdzie nieproporcjonalną, ale za to sympatyczną górką lodową, sterowaną przez dwa polarne misie :)
Po dotarciu do mety, gdy już wydawało się, że to koniec widowiska, zaczęła się jego druga część! Z czeluści kolosa, który zaczął "rozłamywać" się na dwie części, wynurzyła się załoga wraz z muzykami i kapitanem odgrywając na swój sposób sceny z ostatnich chwil na pokładzie Titanica.. Niesamowite.
Dodam tylko, że nakład pracy włożony w budowę tego niezwykłego pojazdu, jak i pomysłowość w aranżacji nawet mniejszych szczegółów zapewniła tej drużynie zwycięstwo w całym wyścigu.
Warto nadmienić, że zwycięzcy z zeszłego roku tym razem postawili na Boba Budowniczego i zjechali ..koparką! A właściwie to nie zjechali, tylko przeszarżowali do połowy stoku, gdzie, nie wyrabiając na zakręcie wywrócili pojazd i zgubili jedno koło oraz przedni nabierak (albo, jak kto woli: łyżkę). Wcale im to nie popsuło nastrojów, bo ze śmiechu ciężko im było wygramolić się ze swojego pojazdu ;)
Wieczorem olimpijski znicz.. ehm, ognisko powitalne: przy pawilonie muzycznym w centrum Zell, gdzie zwykle goszczą tyrolskie gwiazdy, wspólna inauguracja polskiego tygodnia. Wprawdzie zillertalskie piwo również cieszyło się dużą popularnością, ale hitem wieczoru były jednak kiełbaski i mistrzowski grzaniec gotowany przez Marcina!
Nasz DJ Krisoo czuł się jak ryba w wodzie: w samym sercu Zillertalu raz po raz przesyłał przez mikrofon pozdrowienia dla ekip z całej Polski, od Szczecina po Zakopane. I Czechy :)
Swoją obecnością zaszczycił nas nawet sam burmistrz Zell, który z lekkim niedowierzaniem patrzył, jak niewiele trzeba, aby się dobrze bawić.. I chociaż sam nie brał czynnego udziału w tańcach i zabawach, to został do samego końca, aby w międzyczasie wesprzeć nas w wymianie uprzejmości z patrolem policji, który "przypadkowo" zjawił się na miejscu, a potem dzielnie pomagał nam przy rozbiórce i sprzątaniu. To się nazywa burmistrz!
Poniedziałkowym highlitem była wieczorna jazda na sankach. Zbiórka pod dolną stacją kolejek. ..hm, tylko pod którą? Mała nieścisłość przy przekazywaniu informacji i zrobiły się nam dwie grupy. Sytuacja jednak szybko została opanowana, a pierwsza grupa w nagrodę zaliczyła jeszcze zwiedzanie okolicy z przewodnikiem Sebastianem, któremu bardzo spodobał się mostek prowadzący na Gerlosberg.. :)
A na górze? Bajkowy, nocny krajobraz z oświetlonym, siedmiokilometrowym torem, który przysporzył sporo frajdy nie tylko wprawionym saneczkarzom, ale także nowicjuszom.
Było fantastycznie, chociaż nie obyło się bez niespodzianek: na jednym z szybszych odcinków fantazja jednego z uczestników zwyciężyła nad rozsądkiem - pechowiec straciwszy panowanie nad sankami wpadł do lasu na stromym zboczu. I mogło skończyć się fatalnie, gdyby nie błyskawiczna akcja ratunkowa innych uczestników, dziarskich saneczkarzy z Łodzi. Na miarę Macgyvera powiązali oni swoje sanki i użyli ich jako liny ratowniczej, wyciągając twardziela z opresji.
Twardziela, tak. Na drugi dzień śmigał on bowiem już jako jeden z pierwszych na stoku, prawie nie narzekając na ból szczęki i żeber :)
Tylko fotograf nam się tym razem nie popisał, bo nie dość, że wyruszył w trasę jako jeden z ostatnich, to gdy dobił do gospody na półmetku, aby wykorzystać przerwę na zajęcie dogodnej pozycji do robienia fotek, to okazało się, że szybko musi zjechać na dół, bo swoim samochodem blokuje wyjazd ekipy znajomych z dziećmi, która chciała wcześniej wrócić do kwatery. Cóż, pozostaje mi tylko jeszcze raz przeprosić i obiecać poprawę..
Wtorek: integracja na stoku w toku, a i pogoda jakby się poprawiła. Wieczorem integracji ciąg dalszy, basen termalny i owiane już legendami długie Polaków rozmowy w saunie, czyli na "golasa" :)
Środowe zawody w kręgle i w kręgle na lodzie zwane w Austrii "Eisstockschiessen" oraz możliwość pośmigania na łyżwach w centrum sportowym w Zell przyciągnęły sporą grupę rodaków, w przytulnej restauracji ośrodka dominował tego dnia język polski. Szczególnie w pomieszczeniu z telewizorem: Polska - Szwecja! Nie trzeba chyba dodawać, że chodzi o mecz szczypiornistów na ME rozgrywanych właśnie w Innsbrucku. Emocji nie brakło, mimo, że niemiecka telewizja równolegle transmitowała inny mecz mistrzostw. Czyżby chcieli nam sprawić dodatkową radochę za przegrany mecz swojej drużyny poprzedniego dnia? Tego wieczoru Polacy wygrali wszystkie dyscypliny :))
W czwartek rekord za rekordem, czyli zawody narciarskie i snowboardowe. 93 zawodników. Emocje pierwszorzędne, we wszystkich kategoriach, choć jak zawsze najwięcej startujących było w slalomie narciarskim mężczyzn. Jeśli poziom naszych zawodów dalej będzie się tak podnosił, to niedługo będą one mogły być zaliczane do Pucharu Mistrzostw Świata!
A wieczorem.. emocji ciąg dalszy. Najpierw niecierpliwe oczekiwanie na wyniki, a później wielka radość zwycięzców przy wręczaniu nagród. Następnie losowanie vouchera, na które czekali chyba wszyscy uczestnicy imprezy. A mieli na co, bo nagrody za voucher były nie byle jakie: deska snowbordowa i narty w sam raz dla zapaleńców lubiących białe szaleństwo.
Jednakże tego wieczora czekała nas jeszcze jedna niespodzianka…
..ach, jaki to był koncert!
A propos wrzenia: wyśmienity, pachnący grzaniec był tym razem przygotowany i serwowany przez Daro, który świetnie sobie radził z ciągłą produkcją, a zapotrzebowanie było spore.
I pewnie te zapachy sprawiły, że nasze gwiazdy obok w namiocie zdecydowały się na przedłużenie spotkania z fanami i rozdawania autografów ;)
Zabawa wyśmienita aż do późnych godzin nocnych w okolicznych lokalach… niech żałuje ten, kogo tam nie było!
W piątek ostatni dzień testów, piękna pogoda i już jakby żal, że coś się kończy. Coś fajnego dobiega nieuchronnie końca, czas się zbierać ..do następnego razu! Bo to nie mógł być ostatni raz.
Wasz ..zwierz
________________________________________________________________________________________________
Działo się, oj działo. I aby mogło się dziać, przyczynił się ku temu
szereg osób prywatnych i firm, które nas w różnoraki sposób wspomagały.
W
tym miejscu chcemy jeszcze raz serdecznie podziękować naszym sponsorom, partnerom i patronom medialnym: Play Mobile, GP Batteries, Rossignol, Dynastar, Bllizard, Kneissl, Head, K2, RMF MAXXX, Onet.pl, skionline.pl, TVN Meteo oraz Szkole Narciarskiej Lider. Duże podziękowania należą się również dla regionu Zillertal Arena. To właśnie dzięki nim przeżyliśmy wspaniały tydzień, który na długo zostanie w
naszej pamięci.
Dzięki nim, ale także dzięki Wam: najlepszym na świecie uczestnikom!