Środa, 30 października 2024
*** Godziny otwarcia biura: pn - pt w godz. od 08:00 do 16:00 ZAPRASZAMY! ***

Aktualności

2006-05-05 | Z pamiętnika Dominika ... sprawozdanie z I PPWH


Nasza pierwsza majówka


Piątek 28.04.06
od wczesnych godzin porannych czekam z Agnieszką na przyjazd pierwszych uczestników. Pogoda za oknem fatalna a na skrzynkę mailową zaczynają spływać pierwsze odmowy przyjazdu... zarejestrowało sie ponad 600 ludzi, co będzie jeżeli nie przyjadą? Wieczorem siedzimy przy małym piwku z Teamem Fischera i dumamy.... Telefony zaczynają się urywać i pojawiają sie pierwsi goście, zaczynamy być pełni optymizmu.

Ok godz. 22:00 sygnał z Polski: nasz portal jest nieosiągalny, u nas wszystko chodzi, po czasie okazuje się jednak, że z "cache'a". Zamiast udać się pod pierzynę, nasz administrator hukido, designer zwierz i ja ślęczymy na skypie do godziny 5 nad ranem i staramy się coś zaradzić. O 5:17 przychodzi mail z USej z informacją, że wszystkie usterki zostały usunięte.. pieknie, widocznie tak miało być..


Sobota 29.04.06
Pobudka po 45min śnie, szybkie wstawanie, krótkie śniadanie i o 7:45 jesteśmy pod kolejką lodowca, wcześniej kolejny mały stresik. Okazuje się, że żabce który wiezie materiały reklamowe nawaliło w nowym busie Turbo i porusza się w tempie 60 km/h, czyli nigdy nie zdąży na 8:00 pod lodowiec, w końcu pędzi z Warszawy! Jednak żabka rozpina żagiel i jest, o 8:07 podjeżdza na parking w Hintertuxie. Teraz Teamwork – we mgle, katastrofalnych warunkach pogodo-wych Bobic, Marcin, Wojtek, Zabka i ja wwozimy cały majdan na 2660 m.n.p.m. pod Fernerhaus, rozbijamy namiot i na szybko organizujemy nasze stanowisko, które na 4 dni staje się naszym drugim domem.
Pobudka po 45min śnie, szybkie wstawanie, krótkie śniadanie i o 7:45 jesteśmy pod kolejką lodowca, wcześniej kolejny mały stresik. Okazuje się, że żabce który wiezie materiały reklamowe nawaliło w nowym busie Turbo i porusza się w tempie 60 km/h, czyli nigdy nie zdąży na 8:00 pod lodowiec, w końcu pędzi z Warszawy! Jednak żabka rozpina żagiel i jest, o 8:07 podjeżdza na parking w Hintertuxie. Teraz Teamwork – we mgle, katastrofalnych warunkach pogodo-wych Bobic, Marcin, Wojtek, Zabka i ja wwozimy cały majdan na 2660 m.n.p.m. pod Fernerhaus, rozbijamy namiot i na szybko organizujemy nasze stanowisko, które na 4 dni staje się naszym drugim domem.
O godzinie 10:00 rusza pierwsza grupa na darmowe szkolenia prowadzone przez 4 naszych polskojęzycznych instruktorów. Około 11:00 pierwszy problem, nasz znajomek Mirek z W-wy (chwilowo jedyny męski przedstawiciel naszego grudniowego zlotu) podjeżdza z instruktorem i córką Kamilą kompletnie „zajechany”, po krótkich oględzinach okazuje się że niepozorna rana cięta na kolanie jest dość poważna i Mirek musi śmigać do szpitala. Pięknie się zaczęło...
O 13:00 drugi darmowy kurs, a grupa do nauki coraz liczniejsza, myślę może nie będzie tak źle. Krótko przed 14:00 jadę na dół, na parking w Hintertuxie, tam już czekają Teamy Fischera, Salomona, Sportna i K2, uwijające się jak w ukropie ze 180 parami cudownych par nartek, serce rwie się do góry a marzenia stają sie realne. Ok 15:30 pomagając sobie wzajemnie, zlani potem wnosimy ostatnią parę desek do naszej „kanciapy” na 2660, od jutra będzie czadowa jazda....Schodzę na stoisko do Wojtka a wokół niego dziesiątki ludzi, z zestresowanych ust Wojtka słysze komunikat......300 uczestników, Dominik to musi sie udać! Do 16:00 zapisuje się kolejnych 11, jest dobrze. Tylko pogoda fatalna, ale od jutra ma być lepiej.
Głodni, zmęczeni ale szczęśliwi ok. 18:00 jesteśmy w domciu w Uderns i obserwujemy przez okno jak w 30 minutowym takcie pod drzwi naszego biura pojeżdzają kolejne samochody z polskimi blachami i wysypuja sie z nich zmęczone twarze, aby odebrać vouchery na skipassy....Na jutro szykuje się niezły „Sajgon”, ostatnie auto pojawia sie o.. 2:30. Agnieszka przez cały dzień trzyma wartę w biurze, a w nocy śpi z komórką przy uchu. Ja wieczorkiem pozwalam sobie na małą bibę ze znajomkami z RMF MAXXX i Teamem Fischera, jest dobrze. Tylko dlaczego pada tyle śniegu?

Niedziela 30.04.06
Pobudka o 6:10, budzik dzwoni niemiłosiernie, nie dam rady nie wstanę....ale zaraz, przecież przyjechała pomoc, mój brat Marcin.. Otwieram oczy, patrzę za okno widzę biel.. biel widzę: 30cm świeżego śniegu a do tego błękitne niebo i tylko gdzie niegdzie pojedyńcze chmurki, momentalnie zapominam o niewyspaniu i pełen entuzjazmu wraz z Wojtkiem i Marcinem, drąc się wniebogłosy pędzimy na lodowiec.
O 8:00 rano pod gondolami czeka na nas Stach z Hammera i wyciąga 20 nowiuteńkich snowboardów, jest mega, wszyscy dojechali, jesteśmy w komplecie.
Pobudka o 6:10, budzik dzwoni niemiłosiernie, nie dam rady nie wstanę....ale zaraz, przecież przyjechała pomoc, mój brat Marcin.. Otwieram oczy, patrzę za okno widzę biel.. biel widzę: 30cm świeżego śniegu a do tego błękitne niebo i tylko gdzie niegdzie pojedyńcze chmurki, momentalnie zapominam o niewyspaniu i pełen entuzjazmu wraz z Wojtkiem i Marcinem, drąc się wniebogłosy pędzimy na lodowiec.
O 8:00 rano pod gondolami czeka na nas Stach z Hammera i wyciąga 20 nowiuteńkich snowboardów, jest mega, wszyscy dojechali, jesteśmy w komplecie.
O godz 10:00 ruszają testy. Traski z rańca aż po Sommerbergalm położonego na 2100m.n.p.m. świetnie przygotowane, krajobraz zimowy, a dokoła naszego stoiska coraz więcej ludzi z czerwonymi opaskami zillertalinfo.pl na szyi i „dyndającym” identyfikatorem. Same uśmiechnięte twarze, „zasypujące” nas setkami pytań; gdzie są polscy intruktorzy? Co musze wypełnić aby wziąć udział w testach? Gdzie jest ta pani, która opiekuje się dziećmi? O której jakaś imprezka......? Dusza aż rwie się do nieba ze szczęścia. Skiteamy co jakić czas meldują, że zainteresowanie ogromne, testy idą pełną parą a ja nie mam czasu nawet na 5 min. wskoczyć w te piękne deski.. ale przecież tak chciałem.

Ok 13:00 na stoisku pojawia się Melanie (szefowa marketingu kolejek lodowca) i Hermann (szef informacji turystycznej Tuxa). Już z daleka widzę jak śmieją się im oczy.. podchodzą i pytają: Dominik czy ty mówisz po niemiecku bo chyba poza Tobą wszyscy przeszli na język polski.....? Podanie „grabki” i cichy sygnał od Marcina: właśnie zarejestrował się 500 uczestnik. Do 16:00 jest ich już 650 a na Fernerhausie w promieniach słońca panuje wszędobylska słowiańska uroda. Ok. 16:00 po przeniesieniu wszystkich nartek i snowboardów do naszej kanciapy pozwalamy sobie na małe piwko w „Hohenhaus Tenne”. Prawie zasypiając za kierownicą przyjeżdzam do domciu z marszu wpadając do łóżka i zasypiając w locie.


Poniedziałek 01.05.06
Już standardowo pobudka o 6:00 z tą różnicą że tym razem wyspany. Od samego rana wspaniała pogoda. Dzisiaj mamy ciężki dzień, w programie jest dalsza część testów zimowych, ok 15:00 polska godzina na Sommerbergalm, a o zachodzie słońca wieczór tyrolski. Na stoisku już jak codzień sporo ludzi, od samego rana przyjmujemy zapisy na środowe zawody. Mam jedno małe zmartwienie, już teraz widać że naszych polskich instruktorów jest za mało, ciągle próbuje wyłowić któregoś przez komórkę aby zegrać wolne terminy z zapotrzebowaniem, lista zapisów na wieczór tyrolski pęcznieje a ja mam tylko 200 wolnych miejsc. Ciekawe czy wystarczy?
Ok południa rejestruje się 800 uczestnik pobijając tym nasze najbardziej optymistyczne założenia. Po konsultacjach z Teamami narciarskimi i rozmowami z dziesiątkami narciarzy wiem, że zabawa jest setna i wszyscy są zauroczeni lodowcem. Cały dzień na stoisku pomaga nam dodatkowo Aga i jej siostra. Ok 13:00 na Fernerhausie w żółtych polarach RMF pojawiają się Jarek Pioterczak (nasz moderator) i Łukasz (czyli DJ ADHD). Mają rozpromienione twarze i są zychwyceni. Po krótkiej naradzie z szefową baru Apresski oraz „ichnym” DJem o 14:45 zaczynamy na 2100 m.n.p.m „polskie granie”.
Okazuje się że połowa osób sączących w promieniach słońca swoje napoje to moi rodacy. Niemcy i Austriacy, którzy zawsze stanowili tu wiekszość, są bez słów i proszą o pojedynek apresski.
Odpowiadamy jasne, gramy w 20 min setach na zmiane, 20 min dla polaków, 20 dla niemieckojęzycznych gości....po dwóch pierwszych setach jest jednoznaczny wynik 1:1, już wszystcy wiemy że wspólnie umiemy sie bawić, umiemy śpiewać i umiemy sie śmiać, a to przecież dokladnie to o co całej naszej ekipie chodziło. Ok 15:30 lece szybko na stoisko, a w międzyczasie przez komóreczkę dogrywam jeszcze autokary na dzisiejszy wieczór. Na Fernerhausie znowu komunikat, na zawody mamy 70 chętnych, na wieczór tyrolski 240, a ogólnie na majówce jest już ponad 900 polskich dusz...... Szok! Po szybkim demontarzu stoiska lokuje się jeszcze na kilka minut na Sommerbergalm i pijając chłodne piwko z wielką dumą słucham kolejnych wypowiedzi, że jest cacy i że wogóle świetny pomysł z tymi polskimi dniami. Na plecach czuję lekkie swędzenie, chyba wyrastają mi skrzydła.
Do godziny 19:00 relaksujemy się z Marcinem w zaciszu Tenny i czekamy na pierwszy umówiony atokar. Ruszamy punktualnie i zbieramy do piętrowego bussu ok 75 osób. W Vorderlaner sbachu mój bus jest full. W Finkenbergu do naszej kolony podłącza się 3 pełny bus z 50 osobami z Krakowa, a do busu Marcina wsiada kilka następnych osób. Ok 19:50 dojeżdzamy do Jaegerklause i zapełniamy ją po brzegi, jest nas 200.

Przy rytmach tyrolskich, zimnych napojach podawanych przez całkowicie zakręconą obsługę knajpy, niektórzy przy rozkosznych potrawach z dziczyzny, podziwiamy 3 chłopaków z Fugen, którzy klepiąc się po nogach tańczą tradycyjne „tyrolskie tango” i co rusz zapraszają do niego nowe „panny” a nawet i kilku naszych meżczyzn. W drugim akcie nie wytrzymuje Gaju z ekipy Salomona i publicznie obdarowywując mnie kartoflem oraz flachą Pana Tadeusza podłacza się do zespołu tyrolskiego jako czwarty, jest świetny ubaw. W przerwach w występie, rozochoceni uczestnicy co rusz wyskakuja na parkiet i pląsają na całego. Niestety ok 23:00 zmęczenie zaczyna wygrywać i postanawiamy robić odwrót. O 23:30 w autobusie połowa towarzystwa za pierwszą serpentyną Stummerbergu zamyka oczy i zasypia, wysypując się następnie z autokaru w takt zapowiadanych przeze mnie nazw kolejnych miejscowości. W Hintertux okazuje się że nikt nie zaspał, autobus jest pusty.....cóż za szczęściarze, oni są już w łóżkach, Marcin i ja mamy jeszcze 40 km do Uderns ale dajemy radę, przecież po to tu jesteśmy.


Wtorek 02.05.06
6:00, już rutynowo śniadanko i na jednej nodze lecim do Hintera, pogoda jak by się troche pogorszyła ale nie jest źle, pod gondolami na ostatni dzień testów dołącza się do naszej trójki Stach z Hammera. Już jak profesjonaliści o godz 9:00 mamy wszystko rozstawione. O 10:00 z dwoma instruktorami ruszają „The Carving Days”. 12 chętnych poznaje najciekawsze traski lodowca i słucha cennych porad instruktorów, my cały czas rejestrujemy nowe osoby i informujemy o dzisiejszym polskim apresskiparty. Koło południa rejestruje się 1000 uczestnik. Dla ukoronowania tego faktu postanawiam też coś potestować. Wskakuje we wcześniej zamówione nartki K2, jadę z Wojtkiem z Maxxxa na 3250 i zapinam testówki. Jest lekka mgła ale nartki idą cacy, krótki przeskok na niebieską 9-ke i jest świetnie, po 15 min czuje zmęczenie, więc wracamy. Wojtek pruje na dół, a ja jadąc wolniutko obserwuje stok i słyszę że prawie każdy narciarz lub snowboardzista mówi po polsku ..niesamowite.
Skatowany wracam na stoisko i posyłam drugą grupe carvingowców na podbój lodowca. O 14:00 zwijamy namiot i zjeżdzamy na 2100, gdzie jak w ukropie uwijają się nasze teamy aby przed zamknięciem kolejek zwieść wszystkie deski. Na Sommerberg znowu muzę podaje ADHD a zabawia Jarek, ja niestety tym razem nie mogę skorzystać.
Przejmuję od Temaów na dolnej stacji zasponsorowane nagrody i próbuje zapanować nad chaosem. Z kas kolejki zabieramy skipassy przewidziane jako nagrody na jutrzejsze zawody i żegnamy się z Teami. Wszyscy zapewniają że było super, że nic im nie zgineło i że za pół roku widzimy się w komplecie na drugich dniach Hintertuxa. Uścisk dłoni i jedziemy dalej, przecież wieczorem zobaczymy się w Tenne na polskim Apresski. Pare kroków dalej przed wejściem do kolejek wielki plakat w naszym języku „Dzisiaj polskie Apresski......” cuda myślę sobie i deponuję wszystkie przekazane mi nagrody w piwnicy w Tenne.

Szybka podróż do domciu, kąpiel, jakieś papu i o 20:30 jesteśmy z powrotem w dobrych nastrojach w tej kultowej knajpie. Nagle klęska....okazuje się że zgineły 3 pary nowiusieńkich fischerów. Gdzie, co, kiedy, przecież to niemożliwe...........ale nie ma czasu na myślenie. Dochodzimy do wniosku że ktoś je nam podprowadził i szybko decydujemy się na inny rozkład nagród. Od godz. 21:00 knajpka zaczyna się zapełniać uśmiechniętymi, ogorzalymi od slońca słowiańskimi twarzami. Ok 22:30 jest nas ponad 250, a zabawa leci na Maxxxa. Jarek przeprowadza konkursy, rozrzuca gadżety, a o 23:30 rozpoczyna losowanie nagród. Ok północy poznajemy laureata (jednego z 1100), który rozpromieniony odbiera voucher na 3 dniowy pobyt w hotelu 4* w dowolnym terminie. Zabawa trwa do 3:00 nad ranem, kiedy to Jarek zapowiada że za 5min odchodzi ostatni nocny bus. Ludziska wychodzą zmęczeni ale zadowoleni, a my przy pożegnalnym piwku słyszymy od obsługi lokalu że takiej czadowej muzyki już dawno tutaj nie grano. Głębokie ukłony do Łukasza ADHD i lecim do domciu w kimono. Gdzieś koło Mayrhofen o 4:00 nad ranem dzwoni Jarek komunikując że ich hotel jest zamknięty......świetną zabawę w Tennie chłopcy z RMF Maxxxa przypłacają 2 godzina dżemką na hotelowej wycieraczce. Pomimo starań nie udaje nam sie zbudzić obsługi hotelowej. Sorry i kolorowych Panowie.


Środa 03.05.06
Ależ rozkosz, dzisiaj możemy pospać do 7:00, świeci piękne słońce, jest bezwietrznie i nie trzeba rozstawiac namiotu. Równo o 9:00 pod gołym niebem rozkładamy ławeczkę, dwa leżaki i przygotowujemy się do zawodów, na kilku kartkach mamy zarejestrowanych 88 zawodników. Na szybko przepisujemy listę startową i oczywiscie zapominamy przy tym o jednej osobie, upomni się o to za 0,5 godziny ale jak zwykle damy radę. Punktualnie o 10:00 ruszamy gondolą na 3250 m.n.p.m. Po krótkiej rozgrzewce ponad 100 ludzi zjeżdża ze mną do traski nr 4, gdzie rozstawiono slalom i gdzie instruktorzy szkólki Hintertux rozdają numerki startowe. Niestety na starcie nie ma „krzykaczki” i przy rozdaniu panuje ogólny chaos. Słońce praży niemiłosiernie, ale zawody z małym opóźnieniem ruszają, pierwsze szusują maluchy. Na dole, na mecie jest tylko jeden polski instruktor zajęty pomiarem czasu. Zawodnicy dojeżdżają do mety nie znając swoich wyników, nie ma wyswietlacza czasu, a ja na górze nie zdążylem tego powiedzieć i poinformować pierwszych startujących, że rozdanie nagród odbedzie sie o godz. 14:00 przy naszym stanowisku.
Obserwujac co się dzieje w duchu przyznaję, że sposób w jaki przeprowadzilismy zawody nie byl optymalny i jest to zdecydowanie najslabszy punkt 5-dniowego programu. Wyniki otrzymuje od szefa szkólki ok 13:40, zdecydowanie z pózno, juz na nic nie ma czasu. Nie zdazymy wypisac dyplomów a przed stoiskiem rosnie grupka ludzi czekajacych z zainteresowaniem na nagrody. Z kilkuminutowym opóznieniem rozpoczynamy oglaszenie wyników.

Z wielką żenadą stwierdzam, że kilka osób jest niezadowolonych z nagród. Mamy skipassy, mamy darmowe godziny u polskich instruktorów, mamy narty, snowboardy i gratisowe pobyty dla zwyciezców poszczególnych konkurencji, ale brakuje nam jednego: nagród pocieszenia dla najmlodszych. Serce mi sie kroi widzac maluchy, które prosza o cokolwiek, a ja juz nic nie mam. Licze po cichu na 50 choragiewek Tuxa, które dostalem w przeddzien od Hermanna na udekorowanie Tenny. Po ogledzinach naszego magazynku okazuje sie ze zostaly w samochodzie. Jest mi poprostu wstyd i nerwy puszczaja. Po 5 dniach ciezkiej pracy taka wpadka, jest mi ogromnie smutno......jednak na stoisku powolutku pojawiaja sie inni uczestnicy i krzepia slowami, Dominik nie przejmuj sie, masz wizytówke, daj znac nastepnym razem, pomozemy i wspólnie wszystko lepiej przygotujemy, nigdy nie dogodzisz kazdemu, to naprawde drobnostka.. dałes radę.

To byl juz ostatni akt i patrząc na calość z malymi poslizgami stwierdzam ze chyba jednak bylo OK. Nadal troche zmartwiony ok 16:00 zjezdzam na dolna stacje lodowca, a tam okazuje sie ze zaginione w przed dzien 3 pary nart Fischera odnalazly sie. Dlaczego teraz, przeciez jest juz za pózno? W tym momecie rodzi sie nowy pomysl.......Yeah przeciez to znak, to znak ze musza byc kolejne dni, przeciez mamy juz 3 pierwsze wspaniale nagrody!!!
Resume: Ten krótki reportaż jest bardzo subiektywny i z całą pewnością nie oddaje w pełni tego co podczas pierwszych dni lodowca Hintertux przeżywali uczestnicy imprezy. Streszczenie napisałe m dosłownie tak jak przeżylem te ostatnie 5 najciekawszych dni mojego życia. Aby ukoronować całe przedsiewziecie także i w tym tekście starałem sie nawiązać z Wami bezpośredni i naturalny kontakt.

Obecnie z każdą godziną przybywa sił a w głowie kotłuja się następne pomysły. Nie poddam się i gwarantuję że nie była to nasza ostatnia wspólna zabawa. W lecie, jesienią i na pewno zimą spotkamy sie znowu na stokach Zillertalu. Jestem zauroczony Waszą postawą i przekonany ze wielu z Was bawło sie dobrze. Serdecznie dziekuję za wszystkie ciepłe słowa i za nieocenioną pomoc Was wszystkich, tej wielkiej przesympatycznej masie 1123 uczestników, a także organizatorom, partnerom, naszej załodze Zillertalinfo.pl a w sposób szczególny mojej kochanej żonie. Chylę głowę, byliście niesmowici, niepowtarzalni, po prostu wielkie thx.......


PS: Teraz Wasza kolej, czekam na komentarze na portalowym froum, wiem że po raz kolejny nie zawiedziecie!


Powrót